niedziela, 15 kwietnia 2012

Prolog

Madryt, 13.01.1992r.

Ten dzień nie różnił się niczym od wszystkich innych zimowych dni stycznia. Pogoda też idealnie odwzorowała porę roku. Śnieg zasypywał uliczki Madrytu. Dochodziła godzina 16. Ściemniało się coraz bardziej. Ruch właściwie był nie zauważalny. Madryt zasypiał.

Wysoki mężczyzna z kilkudniowym zarostem wraz ze swoim 10-letnim synem właśnie przemierzał po raz kolejny korytarz szpitala O'Donnell, czekając na wieści od lekarza. Chodzili tak już od ponad godziny. Od ponad godziny żadnych nowych wiadomości. Jego drugi syn właśnie się rodził, a on przemierzał kilometry na szpitalnym korytarzu czekając na jakikolwiek znak.

Z zamyśleń wyrwał go dźwięk otwierających się drzwi sali porodowej. Zaraz po tym zauważył grupę uśmiechniętych pielęgniarek. Najstarsza z nich podeszła do niego, poklepała go przyjaźnie po ramieniu, gratulując mu zdrowej i pięknej … córeczki. Jego zdziwienie zastąpiła fala radości. Razem z synem natychmiast udali się do sali, gdzie leżała Maria wraz z najmłodszą pociechą ich rodziny.

Wchodząc zobaczyli piękny obrazek. Matkę trzymającą kurczowo małą dziewczynkę. Starszy z rodzeństwa podbiegł do matki i przytulił obie najważniejsze wtedy kobiety w jego życiu. Ojcem targały różne uczucia. Cieszył się, że urodziło mu się drugie dziecko. Urodziła mu się córeczka, właśnie i w tym tkwił problem. Kiedy tylko dowiedział się, że Maria jest w ciąży za swój priorytet uznał wychowanie kolejnego piłkarza w rodzinie. Z Ikerem wychodziło mu jak na razie wyśmienicie. Chłopiec dostał się w wieku 8 lat do małego klubu piłkarskiego Realu Madryt – dumy Królewskich. Tak samo miało być z kolejnym dzieckiem – jego drugim synem.

- Tato no chodź! – usłyszał głos syna, który wyrwał go z zamyśleń. Podszedł do łóżka powolnym ale dość stanowczym krokiem. Objął całą swoją rodzinę, składając pocałunek na małej główce Natalie.
- Cieszę się, bardzo się cieszę. – wyszeptał cicho.





Komentarze karmią wenę.