czwartek, 10 maja 2012

Jedynka


Madryt, 1 września 2012r.

- Jezu, spóźnię się! Pierwszego dnia szkoły! – krzyczała dziewczyna biegając po całym domu. – Gdzie są moje… ?!- nie skończyła bo wpadła z impetem w swojego starszego brata, przewracając ulubiony wazon matki. – Szlag! Buty! Gdzie są moje buty! – wykrzyczała Ikerowi w twarz. Zaraz po tym pobiegła szybko schodami do swojego pokoju.
- Natalie do cholery ..! – przerwał mu dość głośny trzask zamykania drzwi pokoju.
Po 5 minutach zeszła już ze spokojem i z butami.
- Natalie, jeśli nie ogarniesz się w ciągu tej minuty, jedziemy bez Ciebie! Rozumiesz! – krzyczał.
- Przestańcie do cholery! Nie zachowujcie się jak dzieci. – dodała już spokojniej czarnowłosa kobieta o wyraźnie zarysowanych kościach policzkowych, w jednej ręce trzymając teczkę z dokumentami a w drugiej klucze od mieszkania. – Iker idź do samochodu. A ty Natalie ładnie za nim. Tak? – spytała, mierząc ich wzrokiem. – Dobrze, Jezu już idziemy. Po co te nerwy? – wydukali wychodząc.

Sara podążyła za nimi szybkim krokiem. Popędzając ich co krok. Wsiedli do czarnego bmw, Iker nerwowo odpalił auto, ruszył gazując. W końcu znaleźli się na drodze głównej prowadzącej na uczelnie, nie byle jaką, najlepszą w całym Madrycie, uczelnię, która specjalizowała się w jednej dziedzinie mianowicie – prawie. Natalie wybrała właśnie tą uczelnię jako ostatnią wole jej rodziców. Oboje zginęli w katastrofie lotniczej. Chcąc uczcić ich śmierć podjęła właśnie taką a nie inną decyzję. Oczywiście Iker razem z Sarą wspierali ją na każdym kroku.
Mimo licznych kłótni Natalie kochała swojego brata najbardziej na świecie. Dla Ikera była równie ważne. Chronił ją przed wszelkimi problemami, co nie bardzo jej służyło. W końcu była już dorosła, musiała wydorośleć, wziąć życie w swoje ręce, ale jak miała to zrobić z wiecznie troszczącym się o nią starszym bratem? Trzeba tu  wspomnieć o tym, że za życia ich rodziców stosunki między nimi różniły się diametralnie. Śmierć bliskich zbliża. Tak było i z nimi. Tragedia przybliżyła ich do tego stopnia, że wciąż razem mieszkają i są za siebie odpowiedzialni. Do tego wszystkiego dochodzi dziewczyna, wielka miłość Ikera – Sara, która jako jedyna kontroluje rodzeństwo Casillas.

- No to jesteśmy. – przerwał niezręczną ciszę Iker. Natalie tylko spoglądała na wielki budynek Uczelni. Na każdym robił wielkie wrażenie, był jednym z celów wielu wycieczek turystycznych. Nawet mieszkańcy Madrytu nie przechodzili obojętnie koło budynku. Miał w sobie coś co przykuwało uwagę każdego. Tylko nie Natalie. Nie czuła niczego wyjątkowego. Budynek jak budynek. – myślała. Kierunek też przeciętny. Tylko jedno ją tu trzymało – wola rodziców.

- A więc idę, życzcie mi powodzenia. – powiedziała dziewczyna, otwierając drzwi samochodu. Zawahała się przez chwilę. – Aha. Bądź po mnie punkt 15 i ani minuty później. – zagroziła kierowcy. W odpowiedzi otrzymała jedynie śmiech Ikera. Natalie wysiadła z auta i niepewnym krokiem ruszyła w stronę Uczelni. W końcu tu spędzi kawał swojego życia. Spojrzała jeszcze ku górze, aby słońce mogło oświetlić jej twarz. – Dasz radę, dasz radę. – powtarzała w myślach. Powolnym krokiem podeszła do drzwi, nacisnęła klamkę, wzięła głęboki oddech i jeszcze odwróciła się za odjeżdżającym samochodem brata. Otwierając drzwi miała ochotę uciec stąd jak najdalej. Jednak już nie było odwrotu. Weszła do budynku, próbując znaleźć główną aulę, na której miało się odbyć uroczyste rozpoczęcie roku akademickiego. Nie szło jej to najlepiej, uczelnia była tak duża. Każde drzwi do każdej sali wyglądały identycznie. Dodając sobie w myślach otuchy, zamyślona wpadła na kogoś. Kogoś wysokiego, o czarnych włosach, pociągłej twarzy i tym błysku w oku. Od razu rozpoznała tą twarz. Był to nie kto inny jak Tomas Mejias, kolega Ikera. Rezerwowy bramkarz Realu Madryt. Znała go tylko z widzenia, gdyż często z przymusu spędzała czas na stadionie Królewskich czekając na starszego brata. Nie przepadała za tym, ale nie miała jakiegoś większego wyboru.

- Przepraszam. Nie zauważyłem Cię. – powiedział chłopak. - Natalie? – zapytał, bardziej stwierdzając.
- Cześć Tomas. Wybacz ale trochę się spieszę, już jestem spóźniona. – mówiąc to spojrzała na zegarek. – Muszę szybko znaleźć aulę. Nie wiesz przypadkiem, którędy to?
- Przypadkiem, wiem. – uśmiechnął się przyjaźnie. – Właściwie to też właśnie tam zmierzałem, tylko Tobie pomyliły się kierunki. Palcem wskazał na drzwi z napisem „Aula” – To dokładnie tam. – dodał. Natalie wyraźnie się zawstydziła widząc ten napis. Złapał ją delikatnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi. – Chodź, bo zaraz nas tam nie wpuszczą. Weszli w ostatniej chwili. Zajęli miejsca gdzieś na końcu sali, usiedli koło siebie, czekając aż w końcu nadejdzie chwila rozpoczęcia. Cała uroczystość trwała może nie dłużej niż 2 godziny.
Po zakończeniu uczniowie z wyraźną ulgą opuścili mury Uczelni. Na ich szczęście zajęcia rozpoczną się dopiero po weekendzie. Mimo, że to dopiero początek roku, zapowiedziane zostały już pierwsze testy. Studenci postanowili więc zorganizować wieczorem wyjście integracyjne w celu zapoznania się i zrelaksowania przed długim rokiem. Wszyscy wyrazili chęć na spotkanie. Natalie miała tylko nadzieję, że jej nad opiekuńczy brat zgodzi się bez problemów. Jednak teraz miała większy kłopot, co zrobić z wolną godziną? Co miała robić, zanim jej brat raczy się pojawić o umówionej godzinie na parkingu? Stojąc tak na chodniku nawet nie zauważyła jak obok niej pojawił się niespodziewanie Tomas. Lekko się wzdrygnęła czując czyjś oddech na plecach. Odwróciła się dosyć gwałtownie, co wywołało śmiech u chłopaka.
- Weź mnie tak nie strasz, mało zawału nie dostałam. – powiedziała ze śmiertelną powagą.
- O przepraszam Pani, może da się Pani zaprosić na kawę w ramach rekompensacji tego zdarzenia. – powiedział poważnie, na co oboje wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Chyba nie mam innego wyjścia, i tak mam wolną godzinę, więc prowadź o Panie. – powiedziała z uśmieszkiem. Ruszyli ku centrum Madrytu. Droga zajęła im nieco ponad kwadrans. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Znaleźli przytulną kawiarenkę przy mało ruchliwej uliczce. Zaszyli się tam na długi czas. Długo rozmawiali, na wszystkie tematy. Rozmawiali jakby się znali od zawsze. Jak para starych przyjaciół. Było im dobrze, Natalie nawet nie zauważyła kiedy minęła 15. Czas płynął, kawa została wypita a oni wciąż rozmawiali.



Komentarze karmią wenę.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Prolog

Madryt, 13.01.1992r.

Ten dzień nie różnił się niczym od wszystkich innych zimowych dni stycznia. Pogoda też idealnie odwzorowała porę roku. Śnieg zasypywał uliczki Madrytu. Dochodziła godzina 16. Ściemniało się coraz bardziej. Ruch właściwie był nie zauważalny. Madryt zasypiał.

Wysoki mężczyzna z kilkudniowym zarostem wraz ze swoim 10-letnim synem właśnie przemierzał po raz kolejny korytarz szpitala O'Donnell, czekając na wieści od lekarza. Chodzili tak już od ponad godziny. Od ponad godziny żadnych nowych wiadomości. Jego drugi syn właśnie się rodził, a on przemierzał kilometry na szpitalnym korytarzu czekając na jakikolwiek znak.

Z zamyśleń wyrwał go dźwięk otwierających się drzwi sali porodowej. Zaraz po tym zauważył grupę uśmiechniętych pielęgniarek. Najstarsza z nich podeszła do niego, poklepała go przyjaźnie po ramieniu, gratulując mu zdrowej i pięknej … córeczki. Jego zdziwienie zastąpiła fala radości. Razem z synem natychmiast udali się do sali, gdzie leżała Maria wraz z najmłodszą pociechą ich rodziny.

Wchodząc zobaczyli piękny obrazek. Matkę trzymającą kurczowo małą dziewczynkę. Starszy z rodzeństwa podbiegł do matki i przytulił obie najważniejsze wtedy kobiety w jego życiu. Ojcem targały różne uczucia. Cieszył się, że urodziło mu się drugie dziecko. Urodziła mu się córeczka, właśnie i w tym tkwił problem. Kiedy tylko dowiedział się, że Maria jest w ciąży za swój priorytet uznał wychowanie kolejnego piłkarza w rodzinie. Z Ikerem wychodziło mu jak na razie wyśmienicie. Chłopiec dostał się w wieku 8 lat do małego klubu piłkarskiego Realu Madryt – dumy Królewskich. Tak samo miało być z kolejnym dzieckiem – jego drugim synem.

- Tato no chodź! – usłyszał głos syna, który wyrwał go z zamyśleń. Podszedł do łóżka powolnym ale dość stanowczym krokiem. Objął całą swoją rodzinę, składając pocałunek na małej główce Natalie.
- Cieszę się, bardzo się cieszę. – wyszeptał cicho.





Komentarze karmią wenę.